Martyna Łęczkowska

Rzucić wszystko i zamieszkać w raju
Pewnego dnia postanowiła rzucić wszystko, spakowała plecak i wraz ze swoim partnerem Karolem ruszyła w podróż. Obecnie, po zwiedzeniu Panamy i Kostaryki, osiedli na dominikańskiej wyspie Saona, gdzie zarządzają hotelowym kompleksem domków oraz prowadzą instagramowe konto „Prosto z Raju”. Martyna Łęczkowska - absolwentka Turystyki i Rekreacji na naszym wydziale, a także ekonomii na Uniwersytecie Warmińsko – Mazurskim w Olsztynie, opowiada o tym, co okazało się najtrudniejsze w ich podróży życia i  czy umiejętności wyniesione ze studiów przydają się w obsłudze turystów oraz współpracy z dominikańskimi usługodawcami.

 

Martyna ŁęczkowskaPYT.: Co tak naprawdę oznaczało w Waszym przypadku „rzucić wszystko i ruszyć w podróż”?

Martyna Łęczkowska: W Olsztynie zostawiliśmy dosłownie wszystko: nasze prace, mieszkanie, dotychczasowe życie. Wszystkie nasze rzeczy są w tym momencie w moim domu rodzinnym, na strychu, niepotrzebne konta bankowe zostały zamknięte. Jeśli wrócilibyśmy teraz do Polski, zaczynalibyśmy wszystko od początku. Zamknięcie dotychczasowego życia, spakowanie się i ruszenie w podróż to był zdecydowanie najcięższy moment naszej przygody, później było już z górki.

PYT.: Skąd więc tak radykalna decyzja? Jak zareagowali na nią Wasza rodzina i znajomi?

M.Ł.: Ta decyzja dojrzewała w nas już jakiś czas. Można powiedzieć, że to był plan, o którym wiedzieliśmy, że zostanie zrealizowany. Zawsze wiedziałam, że chcę podróżować, ale najpierw były studia, później i studia i praca. Trochę brakowało nam takiej  beztroski, cieszenia się życiem. Tak naprawdę decyzja zapadła na długo przed wyjazdem, tylko sam wyjazd, m.in. przez pandemię, został odwleczony w czasie. Choć muszę przyznać, że sam Olsztyn to świetne miejsce i bardzo dobrze nam się tu żyło.

Jeśli chodzi o naszą rodzinę – znają nas (śmiech). Wiedzą, że niekoniecznie można się po nas  spodziewać standardowych działań. Wszyscy bardzo nas wspierali, może trochę żal im było np. dobrej pracy, którą miałam. Ale ja wyszłam z założenia, że jeśli znalazłam taką pracę raz, to czemu ze swoim doświadczeniem nie miałabym znaleźć jej ponownie? Poza tym nasza rodzina chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że my nie zamierzamy już wracać do Polski na stałe, do tradycyjnej pracy i trybu życia…

PYT.: Obecnie mieszkacie na dominikańskiej wyspie Soana, którą na co dzień zamieszkuje ok. 300 osób. Jak Wam się tam żyje?

M.Ł.: Generalnie w naszej podróży jesteśmy otwarci na to, co nam życie przyniesie. Dzięki elastyczności i temu, że nie mieliśmy sprecyzowanych planów i nie trzymaliśmy się sztywno założeń, znaleźliśmy się właśnie tutaj. Zajmujemy się obecnie kompleksem domków dla turystów i robimy to pod nieobecność ich właścicieli, którzy pojechali na półroczne wakacje. Mieliśmy wyjechać stąd za miesiąc, ale zobaczymy jeszcze jak to będzie. Przeżyliśmy niedawno huragan, po którym niestety większość domków została zniszczona, i nie wiemy ile czasu zajmie ich naprawianie. Jesteśmy też na etapie negocjacji co do wynagrodzenia za naszą obecną pracę. Jeśli uda nam się wynegocjować lepszą stawkę to może zostaniemy tu dłużej. Co istotne – Europejczycy są tu bardzo pożądani jako pracownicy, zwłaszcza w branży hotelarskiej i usługowej.  Dominikańczycy mają do pracy trochę inne podejście niż my, są bardzo wyluzowani, ale turystom przyjeżdżającym tu z całego świata i oczekującym pewnych standardów obsługi niekoniecznie takie podejście odpowiada.

PYT.: Jak żyje się wśród innej kultury, innego klimatu, zupełnie innych realiów?

M.Ł.: Na wyspie, na której obecnie mieszkamy, niewielu turystów wytrzymuje dłużej niż jeden dzień. Przede wszystkim jest tu bardzo, ale to naprawdę bardzo dużo komarów – po jednym dniu całe ciało swędzi od ugryzień. My już się nauczyliśmy z nimi żyć i wystarczają nam odpowiednie ubrania, żeby się przed nimi ochronić.
Na całej wyspie nie ma ani kanalizacji, ani prądu, a większość domków to skromne, zwykłe domki. Po lepsze jedzenie i trochę cywilizacji trzeba udać się na główną wyspę, położoną godzinę drogi stąd. Od Dominikańczyków uczymy się na pewno cieszenia się życiem, życia chwilą. Oni niczego nie planują, nigdzie się nie spieszą, niespecjalnie się martwią. To bardzo wyzwalające, choć w kontaktach typowo biznesowych bywa uciążliwe.

PYT.: Jaką radę dałabyś obecnym studentom Wydziału Geoinżynierii?

M.Ł.: Żeby nie czekali ze zdobywaniem doświadczenia do końca studiów, żeby już w trakcie szukali pracy, staży itp., i to od razu w tym zawodzie, który ich interesuje. Ja w ten sposób zdobyłam wymarzoną pracę w agencji eventowej – rozsyłając zapytania i maile, w których uzasadniałam, dlaczego właśnie w tym kierunku i w tej branży chcę pracować. Studia kończyłam już więc
z konkretnym doświadczeniem zawodowym jako event menager.

PYT.: Czy w swoim zawodowym życiu wykorzystałaś w jakiś sposób wiedzę zdobytą na kierunku Turystyka i Rekreacja?  

M.Ł.: Bardzo przydała mi się wiedza z takiego savoir vivre biznesowego – kto pierwszy się wita, jak zachować się w konkretnych sytuacjach. W dzisiejszych czasach młodzi ludzie często tego nie wiedzą, a uważam to za niezwykle istotne i przydatne. Ogólnie studiowanie w Olsztynie, Kortowie było świetne, bardzo polecam to miejsce na swoją studencką przygodę, bo dobrze się tu studiuje i pracuje. Po prostu dobrze się tu żyje.

 

Martyna Łęczkowska